BILETY NA KASPROWY: najświeższe informacje, zdjęcia, video o BILETY NA KASPROWY; Kasprowy Wierch - bilety
Joined Mar 25, 2003 ·5,040 Posts Joined Aug 8, 2005 ·3,012 Posts Czy budynki stacji też sa remontowane/przebudowywane? Ma ktoś ewentualne wizualki albo zdjecia? Joined Dec 15, 2004 ·2,282 Posts . Mam nadzieję, że starych wagoników nie potną na żyletki tylko zrobią z nich jakieś punkty info w Zakopcu... Góral Burgery będą w nich sprzedawać na Krupówkach. Można też by wykorzystać na uliczne toalety - rączki z sufitu trzeba by tylko zdemontować i szyby zamalować :lol: Joined Feb 10, 2006 ·1,265 Posts Czy na stacjach bedzie ruchomy peron w zwiazku ze zwiekszona szerokoscia wagonikow? Joined Jan 16, 2007 ·2,496 Posts Ja radze spakować tornister i z uśmiechem na ustach pomaszerować do swojego Gnieźnieńskiego gimnazjum. Hmm kolego widzę po twym nicku że gimnazjum raczej jest twoją ciepłą rzeczywistością, do nikogo nie można jednak mieć pretensji, internet jest dla ludzi a forum do wymiany myśli i poglądów. I ja to rozumiem. Dlatego pozwól że nie zaszczycę Cię prostą ripostą... Wracając do tematu,żal mi tej kolejki bo to kawał historii, myśli technicznej i inżynieryjnej, idzie nowe jak to postują niektórzy i bardzo dobrze, liczy się rozwój, choć mam mieszane odczucia co do zwiększonej ilości sandałowych turystów na szlakach. Joined Dec 15, 2004 ·2,282 Posts ... choć mam mieszane odczucia co do zwiększonej ilości sandałowych turystów na szlakach. Obrońcom tatrzańskiej przyrody wydaje się, że cały świat rzuci się na nową kolejkę i będą całą dobę zadeptywać 2 pagórki. Jeśli teren parku jest zagrożony to należy zwinąć linki i zabić deskami wejście. Do tej pory ci co chcieli jechać kolejką i tak nią jechali tyle tylko że musieli odstać godzinę albo dłużej. Jeśli ma się komfort oraz bezpieczeństwo podróżowania poprawić to chyba lepiej a nie gorzej. Kolejka na Kasprowy siódmym cudem świata nie jest choć w Polsce może faktycznie jedyna taka przypominająca kolejkę górską. Górale kasę sprawnie liczą ale drogi nie chcą, Gubałówkę dla narciarzy zamknęli a turystów najchętniej by zdalnie kasowali - najlepiej żeby siedzieli w domu. Na Kasprowym byłem ze 2 razy 25 lat temu i chyba starczy. Niech jadą Ci co nie byli, odpuszczę im miejsca. Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts myślę podobnie, że kolejka nowa nie powinna zwiększyć w jakiś makabryczny sposób ilości turystów na Kasprowym mam taką nadzieję przynajmniej Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts DANE TECHNICZNE STAREJ KOLEJKI NA KASPROWY Rodzaj kolej kabinowa Czas jazdy czas jazdy koleją 20 minut Długość 4291,59 Wysokość stacji dolnej 1027 m (Kuźnice) Wysokość stacji pośredniej 1352 m (Myślenickie Turnie) Wysokość stacji górnej 1959 m (Kasprowy Wierch) Różnica wysokości 936 m Średnie pochylenie 22 % Pojemność wagon zabiera jednorazowo 30 osób (w lecie 32 osoby) Zdolność przewozowa 180 os/h w sezonie zimowym 198 os/h w sezonie letnim Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts zonc ·**** Skyscraperus Joined Jun 21, 2003 ·22,381 Posts Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts kolorystyka wyszła świetna szkoda, że to nie moje mógłbym się chwalić ;p Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts Joined Jun 13, 2006 ·14,290 Posts Joined Apr 8, 2007 ·680 Posts za kilka dni będę w zakopcu może uda mi się pstryknąc jakieś nowe foty z bieżącej naprawy kolejki ;p behemot ·przestrzeń-ludzie-miasto Joined Nov 7, 2002 ·28,872 Posts Obrońcom tatrzańskiej przyrody wydaje się, że cały świat rzuci się na nową kolejkę i będą całą dobę zadeptywać 2 pagórki. Jeśli teren parku jest zagrożony to należy zwinąć linki i zabić deskami wejście. Do tej pory ci co chcieli jechać kolejką i tak nią jechali tyle tylko że musieli odstać godzinę albo dłużej. Jeśli ma się komfort oraz bezpieczeństwo podróżowania poprawić to chyba lepiej a nie gorzej. Kolejka na Kasprowy siódmym cudem świata nie jest choć w Polsce może faktycznie jedyna taka przypominająca kolejkę górską. Górale kasę sprawnie liczą ale drogi nie chcą, Gubałówkę dla narciarzy zamknęli a turystów najchętniej by zdalnie kasowali - najlepiej żeby siedzieli w domu. Na Kasprowym byłem ze 2 razy 25 lat temu i chyba starczy. Niech jadą Ci co nie byli, odpuszczę im miejsca. Oskarzasz PKL o niegospodarnosc? Jesli buduje sie kolejke z wieksza przepustowoscia, to po to zeby wiecej osob nia jezdzilo. I o to wlasnie rozbija sie caly konflikt. Joined Jul 22, 2005 ·2,984 Posts Wagony już wiszą Wczoraj podwieszano nowe wagony kolei linowej Kuźnice - Kasprowy Wierch. Jeden wagonik pomieści 60 osób. W starym mieściły się 32 osoby; gdy na górę wyjeżdżał komplet, turyści i narciarze czuli się jak sardynki w puszce. Nowa kolej wywozić będzie 360 osób na godzinę, dwa razy więcej niż kolej-staruszka. Jednak dotychczasowa przepustowość (180 osób na godzinę) utrzymana będzie w sezonie letnim, ze względu na ochronę przyrody. - Wagony będą wówczas wyjeżdżać na Kasprowy wypełnione do połowy - wyjaśnia Paweł Murzyn, dyrektor ds. technicznych Polskich Kolei Linowych. Kolej składać się będzie z 4 wagonów. Dwa kursować będą na trasie Kuźnice - Myślenickie Turnie, dwa - z Myślenickich Turni na Kasprowy Wierch. Gdy zakończą się prace budowlane oraz montażowe, PKL rozpoczną rozruch i próby techniczne. Inaugurację nowej kolei zaplanowano na 15 grudnia. Całkowity koszt budowy wyniesie ok. 70 mln zł. Wykonawcą jest szwajcarska firma Garaventa. Dziennik Polski Joined Aug 21, 2007 ·2,366 Posts jeszcze kilka zdjęc z budowy kolejki sprzed 70 lat ;p A jakie awantury były o budowę tej kolejki. Wióry leciały w całej warszawskiej prasie :] Joined Jun 13, 2006 ·14,290 Posts - koniec prac budowlano/montażowych - szkolenia pracowników, odbiory techniczne, testy. Wreszcie Joined Aug 8, 2005 ·3,012 Posts hmm ale nadal nie wiem czy rozbudowali/remontowali budynki?!:|
Autor: Mana 10 października 2023. Kasprowy Wierch to tatrzański szczyt wznoszący się na wysokość 1987 m n.p.m. Góra ta należy do jednej z najbardziej znanych w naszym kraju. To z pewnością zasługa jej dość łatwej dostępności ze względu na wybudowaną w 1936 roku kolej linową prowadzącą pod jej wierzchołek i nietuzinkową
Dołączył: 2011-11-22 Miasto: Gniezno Liczba postów: 2951 22 lipca 2013, 15:49 Hej!Mam pytanie do osób, które wchodziły na Kasprowy Wierch. Jak wygląda szlak na Kasprowy? Jest trudny czy łatwy? Sa łancuchy czy wejście jest łatwe?Łatwiejszy jest Kasprowy Wierch czy Giewont? Dołączył: 2009-11-03 Miasto: Rzeszów Liczba postów: 2954 22 lipca 2013, 15:54 Średnio trudny. Nie ma łańcuchów. Giewont trudniejszy. Z Kasprowego można zjechać kolejką. Zresztą wyjechać też można :-) sadcat 22 lipca 2013, 15:55 Łatwe wejście :) Dołączył: 2012-01-28 Miasto: Warszawa Liczba postów: 3204 22 lipca 2013, 15:55 Byłam i na Kasprowym i na Giewoncie i dla mnie ten drugi był trudniejszy :) Dołączył: 2012-09-06 Miasto: - Liczba postów: 16695 22 lipca 2013, 15:58 Byłam na jest łatwo, idziesz, idziesz, prawie po płaskim, wzniesienie jest bardzo końcowym odcinku zaczyna się dośc strome podejście, ale wiadomo, Rysy to nie są. Z tego co pamiętam to było kilka barierek i łańcuchów w postaci barierki, albo pomyliło mi się z innym zdobywałam w ulewnym deszczu (akurat lunęło jak byłam w połowie tego podejścia). Trochę kosodrzewinek, piękne widoki, ile sobie dobrze przypominam to jest to finalne podejscie:Na Giewoncie nie byłam. 22 lipca 2013, 16:09 mozecie polecic jakis nocleg ? Dołączył: 2008-08-05 Miasto: Warszawa Liczba postów: 427 22 lipca 2013, 16:22 Podejście łagodne, tylko pod sam koniec troszkę gorzej. Ale z pewnością trudniej jest wejść na Giewont :) Dołączył: 2012-08-20 Miasto: Radocha Liczba postów: 134 22 lipca 2013, 16:28 Na Giewoncie są łańcuchy. Ja wchodziłam na Kasprowy jak byłam w 4 klasie podstawówki ale też w zimie z niego zjeżdżam na nartach - trasy są czarne,a więc mega-trudne -> stąd płaski to on nie jest. Nie wiem, ja mam bardzo dobrą kondycję, więc to dla mnie była pestka, ale nie wiem jak jest z Twoją aktywnością fizyczną :) Dołączył: 2012-03-22 Miasto: Helsinki Liczba postów: 668 22 lipca 2013, 19:15 Kolor szlaku nie oznacza stopnia trudności. Kasprowy jest dość męczący z tego, co pamiętam, ale jak najbardziej do przejścia. No, himalaje to to nie są. Dla początkującej osoby dobry. Dołączył: 2011-07-15 Miasto: Kraków Liczba postów: 424 22 lipca 2013, 19:33 Nie pamiętam dokładnie jak było na Kasprowym, ale wchodziłam na niego mając 8 lub 9 lat - więc nie mogło być ciężko ! :)
NORMALNY 27-64. ULGOWY 5-26, 65+. 19 zł. 15 zł. SKY WALK. wydruk pamiątkowego zdjęcia w formacie A4. 19 zł. *Podczas zakupu biletów rodzinnych w biletomacie opcja nabycia biletu dla kolejnego dziecka jest niedostępna - zapraszamy do zakupów w kasie. **Bilety dostępne wyłącznie na górnej stacji "Jawor" Kolei Gondolowej Solina.
Autor: BetiKaOpracowano: 2012-09-30 21:37:33Trasa: Kasprowy Wierch Przełęcz pod Kopą Kondracką Kopa Kondracka Przełęcz Kondracka Kondracka Przełęcz Wyżnia Giewont Kondracka Przełęcz Wyżnia Przełęcz w Grzybowcu Polana Strążyska Roma Może to będzie mniej męczące niż podejście z Kuźnic? Zaczynając o ósmej z Kasprowego można na obiad zejść do schroniska na Polanie Strążyskiej. Proszę o komentarze oraz ew. uwagi ;-) Autor: ShelluOpracowano: 2014-07-05 21:43:24Trasa: Murowanica Nosal Nosalowa Przełęcz Kuźnice Przełęcz między Kopami Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej Czarny Staw Gąsienicowy Kościelec Przełęcz Karb Zielony Staw Gąsienicowy Dwoiśniak Kasprowy Wierch Przełęcz pod Kopą Kondracką Kopa Kondracka Przełęcz Kondracka Kondracka Przełęcz Wyżnia Giewont Kondracka Przełęcz Wyżnia Przełęcz w Grzybowcu Polana Strążyska Roma Z wycieczką (powrotem) w Tatry nosiłem się już od sporego czasu. Zawsze jednak brakowało decyzji. Bliżej z Katowic mam do Beskidu Śląskiego i tam najczęściej kierowały się moje kroki. Tym razem jednak powiedziałem, dość. Czas wrócić tam, gdzie jest najpiękniej. Po zaplanowaniu całej trasy udałem się w czwartek 26 czerwca do Zakopanego. Po krótkim spacerze i kwaterunku można było nabierać sił. Wieczorem mały rekonesans na dojście dość specyficzną trasą do szlaku zielonego, który miał być startem do przygody. Piątkową trasę zielonym szlakiem na Nosal rozpocząłem nie od samego początku, tylko dosłownie kawałeczek dalej. Zaczynałem bowiem z ulicy Jaszczurówka-Bory i ścieżką obok klasztoru Urszulanek dostałem się na zbocze góry pod las, skąd po przejściu nad wyciągami, ścieżką dotarłem właśnie do zielonego szlaku – dokładnie miejsca, gdzie zaczyna się strome podejście na Nosal. Na szlak wszedłem o godzinie i od tej pory zaczęła się moja 15-godzinna wędrówka po Tatrach. Rozważałem wcześniej ominięcie Nosala i przez Kuźnice spokojne dojście do Hali Gąsienicowej, ale stwierdziłem, że dobra rozgrzewka na początek się przyda. Mam jednak trochę to do siebie, że spory wysiłek w godzinach wczesnoporannych powoduje u mnie lekkie zawroty głowy, dlatego mimo że żwawym krokiem, to kilka razy po drodze przystanąłem. Podejście od razu dość konkretne, trzeba się nieco wysilić. Piękna pogoda zachęcała do chodzenia. Na razie żywej duszy nie spotkałem, poza jednym człowiekiem schodzącym z Nosala, gdzieś w środku drogi. Drewniane i kamienne schodki powodują, że trzeba wysoko unosić nogi przy kolejnych krokach. Myślę, że ta góra jest idealna do treningów siłowych nóg. Wysiłek jest nie za długi, ale intensywny. Co jakiś czas patrząc w bok odsłaniała mi się panorama Tatr, coraz to wyższe partie. Po drodze kilka urwisk, niby niewysoka góra, ale lepiej do niektórych krawędzi się nie zbliżać. Ładne „rzeźbione” można powiedzieć skały, jedna z nich (jak wyczytałem) przypomina psa i rzeczywiście tak jest. Wejście na szczyt nie zajmuje mi „ustawowych” (czyli z drogowskazu) 55 minut, a zaledwie 35, mimo wspomnianych krótkich postojów. Ze szczytu rozpościera się piękna panorama na niektóre... dalsze cele mojej podróży. Co prawda Orla Perć tym razem celem nie była, ale jej fragmenty również świetnie było widać tego poranka widać. Po jakichś 10 minutach spędzonych na szczycie udałem się w dalszą drogę. Kontynuowałem trasę zielonym szlakiem w kierunku Nosalowej Przełęczy, a za nią aż do skrzyżowania z niebieskim szlakiem z Kuźnic. Ta droga przebiegła bardzo szybko, na odpoczynku po wejściu na Nosal. Gdy dotarłem do niebieskiego szklaku skierowałem się w stronę Hali Gąsienicowej. Tam też zobaczyłem pierwszych turystów podążających w tę samą stronę. Z czasem było ich coraz więcej. Podczas całej drogi można było zobaczyć różne tempo wchodzących osób, zależne pewnie zarówno od wieku, kondycji jak i... posiadania plecaka lub nie. Ja szedłem swoim równym tempem i trochę osób wyprzedziłem, ale też i kilka osób wyprzedziło mnie. Czasem mam wrażenie, że niektórzy w górach są na wyścigach. Owszem – dobrze jest mieć dobrą formę, ale nie o to, by wyprzedzać przecież chodzi. Droga jak wiadomo jest pod górę przez sporą część no i po kamieniach. Może nie są one jakoś uciążliwe, ale jednak trzeba patrzeć pod nogi. Najpierw las, potem droga przez Skupinów Upłaz, w końcu jesteśmy na Przełęczy Między Kopami, z których w każdą stronę roztaczają się piękne widoki, widać między innymi Giewont z bardzo nietypowej perspektywy, można też przyjrzeć się z daleka Kasprowemu. Wkrótce rozpoczyna się zejście na Halę Gąsienicową i tutaj odsłania się Orla Perć, a także Kościelec, który miał być jednym z kolejnych etapów wycieczki. Sama Hala również piękna, cudowna przyroda i – mimo sporej ilości turystów – poczucie spokoju. W schronisku Murowaniec zrobiłem sobie dłuższą – około 40-minutową przerwę – na bardziej obfite śniadanie niż to, które zjadłem przed wyjściem. Co prawda za trzy parówki i trzy kromki chleba trzeba zapłacić 15 złotych, ale nie ma sensu poskąpić kilku złotych, a potem umierać z głodu. Tak więc właściwy posiłek właśnie przyjąłem tam. Większość ludzi siedziała na zewnątrz, w środku było raptem kilkanaście osób. Po zjedzeniu jeszcze rzut oka na monitor z warunkami panującymi w kilku miejscach w Tatrach (z którejś ze stron internetowych). Patrzę – Kasprowy OK, można iść dalej. Z Murowańca udałem się nad Czarny Staw Gąsienicowy. Droga przebiegła szybko i sprawnie po kamiennych płytach. Oczom moim ukazywał się coraz bardziej Kościelec i... coraz bardziej mnie przerażał. Niewielka, ale wysoka, pionowa góra, która z tej perspektywy wydaje się bardzo trudna do wejścia. Zacząłem rozważać, na ile na wyższych partiach warunki mogą utrudniać wejście. Kościelec ma 2155 metrów a na jego zboczu można było widzieć duży płat śniegu. Nie znając do końca drogi wejścia na szczyt, obawiałem się, że właśnie w okolicach tego śniegu może znajdować się trasa szlaku. Widoki nad Czarnym Stawem przepiękne, okolice Zawratu i dalej Orlej Perci, no i właśnie Kościelec na pierwszym planie. Na Przełęcz Karb i tak miałem iść, więc jeszcze część drogi bez dyskusji była przede mną, ciągle miałem natomiast wątpliwości, czy udać się dalej czarnym szlakiem na szczyt, czy od razu odbić w kierunku Kasprowego. Zyskałbym na tym 2 godziny, ale przecież nie o czas tu chodzi. Droga na Karb w większości po sporych kamieniach, mocno pod górę – trzeba przyznać, że adrenalina niwelowała ubytek sił (albo raczej wzmagała te siły). Dodatkowo widok z góry na Czarny Staw i odbijające się w nim góry jest wspaniały. Doszedłszy na Mały Kościelec spotkałem turystę w mocno średnim wieku (pod sześćdziesiątkę) widać, że zaprawionego w górskich bojach. Spytałem, czy był na szczycie, odpowiedział, że teraz już by nie dał rady (głównie zejść, bo wejść jeszcze tak). Natomiast opowiedział, że był kilka razy w przeszłości. Gdy ja powiedziałem mu o swoich wątpliwościach, powiedział jedno zdanie - „ta góra to straszna franca, ale jak pan nie pójdzie, będzie pan żałował do końca życia”. To zdanie mnie przekonało i zapadła decyzja – idę. Oczywiście z rozsądkiem w głowie, że gdy gdzieś tam będzie za dużo wody na podejściach, skały i kamienie będą śliskie, nastąpi natychmiastowy odwrót. A cała góra można powiedzieć mocno „lśniła” w promieniach słonecznych, co sugerowało, że tej wilgoci jest tam sporo. Po chwili dotarłem do Przełęczy Karb i chwilę odpocząłem, aby nabrać sił. Na nieszczęście trafiłem na coś, czego bardzo nie lubię. Grupka młodych ludzi również tam odpoczywała i miała „super” temat. Rozmawiali o wypadkach w górach, o upadkach w przepaść i śmierci oraz roztrząsali dylematy związane ze śmiercią wspinaczy, alpinistów itd. w górach, o ich odpowiedzialności za rodziny... Temat zawsze ważny, ale przyznam, że będąc w górach takie gadki można sobie darować, bo tylko mogą obniżyć morale samych siebie i wszystkich dookoła. Owszem, odpowiedzialność jest bardzo ważna, ale tego typu dylematy niech pozostaną przed wyprawą – niech będą kwestią wyboru czy idę w góry czy nie. A jeśli zdecydowałem się iść, to po prostu należy to robić odpowiedzialnie, właśnie choćby z myślą o rodzinie, czyli nie porywać na rzeczy, które przerastają możliwości w danym momencie. Takie rozmowy, jakie usłyszałem, miały w sobie dużo z defetyzmu... Nie zważając jednak na to, po zapoznaniu się z ostrzeżeniem o „bardzo trudnym szlaku” rozpocząłem wędrówkę na Kościelec. Góra jest dość stroma, jednak dzięki zakosom nie odczuwa się tego tak bardzo. Podejście po kamieniach wymagało wysiłku, a od pewnego momentu trzeba było zacząć sobie pomagać rękami. Na górę próbowały się dostać także dziewczyny. W jednym miejscu, gdzie trzeba było już ewidentnie się wspiąć jedna z nich zapytała mnie, gdy już byłem na górze, czy dalej jest szlak. Odpowiedziałem, że tak, ale później już jej nie widziałem, co świadczyło o tym, że zrezygnowała. Elementów wspinaczkowych było kilka, podobnie jak sporych płaskich skał, po których też umiejętnie trzeba było jakoś przedostać się do góry. Mimo wszystko jednak wydaje się, że człowiek ze średnią kondycją i siłą oraz ogólnym rozgarnięciem (czyli umiejętnością skupienia się i odpowiedzialnością) powinien tę trasę przejść bez problemu. Przyznam, że miałem sporo szczęścia, że gdy wchodziłem do góry, było bardzo mało ludzi na trasie, a potem na szczycie, bo później schodząc była ich cała masa i minąłem pewnie z 20-30 osób. Ostatnie podejście również wymagało użycia rąk, ale za chwilę można było już znaleźć się na szczycie. Miejsce, z którego widać wszystkie stawy Gąsienicowe. Piękny widok na Świnicę i Orlą Perć. Widać Giewont i Kasprowy, czyli dalsze cele wędrówki. Widać schronisko w Murowańcu. Ilość śniegu na zboczach Tatr Wysokich widocznych z tej strony sugerowała, że z wyprawą na Orlą Perć na razie lepiej się wstrzymać (znaczy poczekać do lipca/sierpnia). Prawdopodobnie w „paru” miejscach pokrywa śnieżna byłaby mocno niebezpieczna, więc nie ma co porywać się z motyką na... śnieg. Ale za jakiś czas jak najbardziej. Porozmawiałem z osobami, które były na szczycie, odsłuchałem utworu „Zawrat” z filmu „Prowokator” (muzyka Michała Lorenca z tego filmu, kręconego w dużej mierze właśnie w Tatrach, idealnie pasuje). Co prawda w albumie jest także utwór „Kościelec”, ale on na ten moment jakoś nie był na topie w mojej głowie. Po odpoczynku i posileniu się ciastkami udałem się w drogę powrotną. Tu było nieco trudniej niż na wejściu, z wiadomego względu, czyli konieczności stawiania nóg i szukania punktu oparcia pod (za) sobą, czyli nie w pełni zasięgu wzroku. Dlatego wysiłek był nieco większy. Natomiast poza elementami wspinaczkowymi zejście też jest nieco zdradliwe, bo niektóre mniejsze kamienie mogą lekko wyślizgiwać się spod stóp i przyznam, że raz w niegroźnym miejscu wylądowałem na tyłku, mimo zachowywania sporej koncentracji. Tak jak pisałem, mijałem wiele osób i tylko się cieszyłem, że pojawiły się dopiero teraz. Po niedługim czasie znalazłem się ponownie na Przełęczy Karb. Gdy spojrzałem jeszcze raz za siebie, aby ujrzeć Kościelec z tą wchodzącą zygzakiem masą ludzi, miałem takie trochę skojarzenie z Wieżą Babel. Sam natomiast po chwili przerwy i rozmowie z napotkanymi na przełęczy osobami udałem się dalej. Teraz czas było dostać się na Kasprowy – najpierw drogą do Zielonego Stawu, potem skręcając żółtym szlakiem na wysokości Dwoiśniaka. Droga spokojna, trochę w dół i trochę po równi. Jako, że było już po miałem za sobą ponad 6 godzin drogi. Fizycznego zmęczenia nie odczuwałem w ogóle, natomiast idąc cały czas nie pod górę, trochę mnie zaczęło nużyć. Droga po kamieniach była łatwa, gdzieniegdzie zalegały małe płaty śniegu, za to dużo więcej było ich na zboczu Świnicy i okolic. Co ciekawe jedna kobieta, która również była na Kościelcu i umawiała się z koleżanką będącą na Kasprowym, wybrała drogę „w lewo” na wysokości Zielonego Stawu, czyli czarnym szlakiem na Świnicką Przełęcz. Było tam sporo śniegu, tak więc ja się na to nie zdecydowałem. Przejście obok Zielonego Stawu Gąsienicowego – wzdłuż wybrzeża – jest bardzo klimatyczne. Po minięciu kilku stawów i stawików doszedłem do kolejki krzesełkowej (nieczynnej) i do wspomnianego żółtego szlaku. Szczyt Kasprowego wraz ze stacją nie wydawał się jakiś specjalnie odległy. W uszach dźwięczały mi jednak słowa jednego z turystów na Kościelcu, który pokazując świetnie widoczną z góry całą drogę na Kasprowy, że ona tylko wydaje się taka „w miarę łagodna”, a w rzeczywistości daje w kość... Przyznam, że to podejście było dla mnie najtrudniejsze podczas całego dnia. Niby na drogowskazie było napisane 50', ale ja szedłem 1h15'. Ciągle pod górę, może nie bardzo stromo (bardziej strome podejścia mamy choćby na taki Stożek czy Czantorię), ale jednak pod sporym kątem. Tutaj ta trasa plus już ponad 7 godzin marszu mimo powolnego, choć równego tempa, dawały znać o sobie. Najgorsze w takich sytuacjach jest to, że szczyt nie wydaje się przybliżać, co lekko frustruje. Po jakimś czasie co kilkadziesiąt kroków zacząłem przystawać na kilkadziesiąt sekund. Sporo ludzi schodziło ze szczytu. Ja wszedłem na niego w końcu przed Szczerze mówiąc byłem dość głodny i liczyłem, że coś na górze uda się zjeść. Wcześniej szukałem w internecie informacji na temat gastronomii na Kasprowym, ale nie dotarłem do informacji o godzinach otwarcia, względnie zawieszenia okresowego działalności na czas remontu kolejki. Za szybą widziałem produkty, ale było zamknięte. Srogo się więc zawiodłem, na szczęście miałem jeszcze trochę jedzenia, ale takiego raczej niekonkretnego typu batoniki itd. - w plecaku. Kilkanaście osób, które były na szczycie siedziały przy budynku, ja poszedłem posiedzieć na to podwyższenie, gdzie są kamienie i można bardziej podziwiać widoki. Po posileniu się i dwudziestokilkuminutowym odpoczynku ruszyłem dalej. Tym razem celem był Giewont, a po drodze Kopa Kondracka, do której miałem dwie godziny drogi. Trasę w drugą stronę, najpierw przez Czerwone Wierchy, a potem aż do Kasprowego pokonałem 13 lat temu jeszcze będą w liceum. Teraz więc odcinek do Kopy Kondrackiej miałem okazję przejść w drugą stronę i była to pewnego rodzaju wycieczka sentymentalna. Droga jak wiadomo jest raczej spokojna, ale trzeba uważać idąc zboczem, bo ścieżka nie jest zbyt szeroka i w razie upadku można lekko się zsunąć... To tak łagodnie mówiąc. Tu jednak nastąpił dla mnie powrót do pełni sił i spokojnie mogłem iść dalej pokonując zejścia i wejścia, które jednak były dość łagodne. Po półtorej godziny dotarłem do Przełęczy pod Kopą Kondracką i szczerze mówiąc zbliżając się od kilkudziesięciu minut nie do końca byłem pewien czy góra bardziej odległa (Małołączniak) nie będzie moim pośrednim celem. Na szczęście nie. Podejście na Kopę Kondracką było też dość ostre, ale raczej krótkotrwałe. Mam taki swój sposób, który trochę zapobiega frustracji związanej z subiektywnym poczuciem braku zbliżania się do szczytu w odpowiednim tempie. Po prostu nie patrzeć cały czas na cel, tylko pod nogi i na najbliższe kilka metrów. W ten sposób robię jakieś 150 kroków, przystaję na chwilę, odpoczywam i wtedy mogę spojrzeć dalej – tak, wtedy ma się poczucie, że kawałek się przeszło. Mimo to na Kopę wszedłem bez problemu. Tam chwila odpoczynku po dwugodzinnej drodze, tradycyjnie kilka fotek i już czas na Giewont, który był teraz już na wyciągnięcie ręki. Trzeba powiedzieć, że idąc na odcinku Kasprowy Wierch – Kopa Kondracka, obracając się cały czas za siebie i obserwując Kasprowy z coraz dalszej odległości – robi bardzo ciekawe wrażenie – stacja na szczycie wygląda bardzo efektownie. Na drogowskazie do Giewontu z Kopy Kondrackiej jest godzina. Było już po 18, więc musiałem sobie dokładnie przemyśleć, jak to czasowo będzie wyglądało, żeby nie dopadł mnie zmierzch. Zakładałem, że ostatnie pół godziny drogi mógłbym pokonać już praktycznie po zmroku, gdyż wiedziałem, że odcinek z Polany Strążyska do końca szlaku jest szeroką ścieżką. Trzeba było jednak tak obliczyć czas, żeby do tej drogi zdążyć jeszcze za dobrej widoczności. Z tego powodu zacząłem rozważać, czy nie odpuścić wejścia na Giewont. Jednak ja, jak to ja, nie odpuściłem. Więcej niż przeciętna czasu zajęło mi dojście do Kondrackiej Przełęczy, a to z powodu kozic górskich, które na kilka minut zagrodziły mi drogę. Pierwsze już widziałem przy wejściu na Kasprowy, teraz kolejne pojawiły się centralnie na ścieżce. Nie były płochliwe, ale musiałem poczekać, aż same zejdą z drogi. W końcu dotarłem do przełęczy, gdzie spotkałem dwójkę turystów, którzy zeszli z Giewontu. Po krótkiej rozmowie udałem się w kierunku łańcuchów. Na rozwidleniu pomiędzy szlakiem zejściowym i wejściowym spotkałem ostatnie osoby na swojej drodze tego dnia. Były to dwie dziewczyny, które powiedziały, że na szczycie nie ma już nikogo. Pamiętając wejście na Giewont z wycieczki szkolnej, wiedziałem, że trudno nie będzie. Po kilkunastu minutach byłem już na górze. Piękne widoki już nie tylko na Tatry, ale także na Zakopane, Gubałówkę. To była godzina więc mogłem podziwiać widoki o zachodzie słońca. Niestety z powodu upływającego czasu nie mogłem zabawić tam na dłużej, więc na szczycie byłem niecałe dziesięć minut, ale co się napatrzyłem to moje. Ogólnie w drodze na i z Giewontu napotykamy bardzo zdradliwe śliskie, „wypolerowane” kamienie. Naprawdę trzeba uważać, żeby nie zaliczyć upadku. Dlatego generalnie łańcuchy przy takim wejściu konieczne by nie były, właśnie gdyby nie te kamienie. Zejście odbyło się spokojnie i ok. ruszyłem czerwonym szlakiem. Giewont ma to do siebie, że żeby na niego wejść od strony Zakopanego, trzeba go najpierw obejść. Mimo że nie jest to wysoki szczyt w kontekście innych w Tatrach, to jednak cała góra jest dla mnie jedną z najbardziej monumentalnych. Z Zakopanego widać ją w całości, a także gdy patrzy się z dołu na podejście – również można takie wrażenie odnieść. Udałem się więc w drogę powrotną. Czerwony szlak na zejściu jest trudny w tym sensie, że wymaga stałej koncentracji, gdyż nie tylko kamienie, ale także ziemia jest po prostu śliska. Wymaga to dość dużo wysiłku, a sama droga po tylu godzinach marszu jest dość żmudna. Rekompensowały to widoki o zachodzie słońca, co prawda Tatry Wysokie były już zasłonięte, ale pejzaże w kierunku Dolin Kościeliskiej, Chochołowskiej, a także wielu wielu dziesiątek kilometrów dalej – zapierały dech w piersiach. Na kontemplację jednak czasu już za bardzo nie miałem i tak schodziłem, schodziłem... Bardzo ciekawy moment to „Szczerbinka”, po której trzeba się trochę wspiąć. To urozmaicenie w czasie monotonnej drogi było jak zbawienie, nawet jeśli było „pod górę”. Niedługo za nią w końcu zaczął się las, czyli zapowiedź, że meta jest coraz bliżej. Ciągle co prawda były dość śliskie kamienie po drodze, ale było ich już trochę mniej. Do lasu wchodziłem, gdy zmierzchało, ale widoczność była jeszcze dobra. W końcu dotarłem do Przełęczy w Grzybowcu, gdzie do czerwonego szlaku dołączył czarny, prowadzący z Doliny Chochołowskiej. Teraz tylko miałem przed sobą kilkadziesiąt minut Grzybowiecką Doliną aż do Polany Strążyska. Droga przebiegła w spokojnym, równym tempie, ale mimo że wszystko w lesie, trzeba uważać, aby się nie pośliznąć, gdyż coraz większa liczba wilgoci ze strumyków i potoków sprawiała, że koncentracja musi być zachowana. W końcu dotarłem do Polany Strążyska, gdzie napotkałem przewidywaną szeroką ścieżkę. Było już prawie całkiem ciemno, ale to już nie miało większego znaczenia, bo kontury drogi było dobrze widać. Przede mną miało być jeszcze 35 minut drogi. Przyznam, że niespecjalnie chciało mi się już, aby droga ta się dłużyła, więc jakąś jedną trzecią po prostu... przebiegłem żwawym truchtem. Aż dziwne, że po tylu godzinach marszu bez problemu mogłem jeszcze podjąć się biegu – choć to chyba jednak przez większą część dnia pracowały inne partie mięśni. Tak więc po niecałych 30 minutach moim oczom ukazały się bardzo wyraźne światła. Ulica Strążyska (na której miałem nocleg) była już przede mną. Ostatnie kilkadziesiąt metrów i znalazłem się ma mecie szlaku. Do pensjonatu miałem jeszcze jakiś kilometr po asfalcie. Na szlak wszedłem o godzinie 7 rano, skończyłem o 22, czyli miałem za sobą 15 godzin drogi i jakieś 30 kilometrów. W jej trakcie zaliczyłem kilka postojów, pół godziny w Murowańcu, pół godziny na Kościelcu i Kasprowym. Do tego pomniejsze dziesięcio- lub kilkuminutowe na Nosalu, nad Czarnym Stawem, na Kopie Kondrackiej i na Giewoncie. Dodatkowo chwile postoju na zdjęcia czy w wyniku zmęczenia w drodze na Kasprowy. W góry nie chodziłem od lat, poza sporymi trasami w Beskidzie Śląskim rok i dwa lata temu. Teraz jednak zaprawa w postaci trasy Zawoja – Korbielów (przez Babią Górę), Wisła – Stożek – Czantoria – Ustroń, Korbielów – Milówka (przez Pilsko) i w końcu wycieczka na Skrzyczne, dały wystarczająco kondycji, aby wybrać się w całodniową wycieczkę w Tatry. Pogoda przez cały dzień była wspaniała, słonecznie, bez deszczu, ale też nie upalnie. Całość spowodowała, że apetyt na górskie wyprawy się zaostrzył i już myślę powoli, co dalej. Niech stopnieją śniegi na niektórych szlakach, a wtedy będziemy zdobywać kolejne góry. Michał Murzyn
Informacje o Kasprowym Wierchu. Kasprowy Wierch 1987 m dawniej nazywany również Kasprową Czubą leży w głównej grani Tatr Zachodnich, ok. 7 km na pd.-wsch. od centrum Zakopanego. Wznosi się na granicy polsko — słowackiej, niemal w pośrodku Tatr Polskich ponad: Doliną Goryczkową, Doliną Kasprową, Doliną Gąsienicową oraz
Szlak wspaniały, nietrudny i widokowy. Ciekawe trasy wybierasz Pawle. Gratulacje, pozdrawiam :-) Na razie jest remis , ale jestem na dobrej drodze! Dla mnie zawsze łatwiej jest wejść niż schodzić, dlatego zdarzało mi się kilka razy zjechać z Kasprowego wracając z trasy, ale nigdy nie wjeżdżałam. Raz schodziłam zielonym szlakiem, ale szkoda czasu, jest beznadziejny. Ładne fotki. Fajnie, że chcesz zarazić najbliższych górską pasją - ciekawe czy Twoje dziewczyny połknęły bakcyla? To podziwiam kondycje , ja bylam pare razy na Kasprowym ale ...tylko kolejka 🙂
Wejście na Kasprowy i zejście z Kasprowego to prawdziwa wyrypa! Warto jednak podjąć ten wysiłek, ponieważ widoki na szczycie wynagrodzą nam cały trud. Jakim szlakiem najlepiej dostać na na Kasprowy Wierch? Jakie szlaki idą z Kasprowego, jeśli chcemy podjąć dalszą wędrówkę?
etrów doznała urazów wielonarządowych. 19 lipca, Informacja o zdarzeniu w Kotle Gąsienicowym dotarła do centrali TOPR o godzinie Na miejsce wypadku na pokładzie śmigłowca dotarli ratownicy górscy, którzy udzielili kobiecie pierwszej pomocy. Poszkodowana po upadku cały czas była nieprzytomna. Została przetransportowana śmigłowcem do szpitala w Nowym Targu. Jak przekazał Marian Szewczyk, dyrektor do spraw techniczno-operacyjnych Polskich Kolei Linowych, które zarządzają kolejką na Kasprowy Wierch, do wypadku doszło podczas jazdy w dół, w górnej części trasy kilka minut po tym, jak kobieta wsiadła na krzesełko na górnej stacji na Kasprowym Wierchu. -„Według zeznań świadków kobieta wsiadając na krzesełko zamknęła pałąk zabezpieczający, ale podczas ataku epilepsji doszło do otwarcia zabezpieczenia i kobieta wypadła na dół. Poszkodowana jechała sama na krzesełku kolejki, a jej rodzina siedziała zarówno na krzesełku poprzedzającym jak i kolejnym” – przekazał Szewczyk. Po raz pierwszy Ratownik TOPR Mieczysław Ziach przypomniał, że zdarzały się już podobne wypadki, kiedy zimą narciarze wypadali z krzesełek kolejek linowych, chociaż na wyciągu w Kotle Gąsienicowym wcześniej nie dochodziło do takich zdarzeń. Wyciąg krzesełkowy w Kotle Gąsienicowym dotychczas był uruchamiany tylko zimą i wywoził na szczyt narciarzy. Podczas bieżących wakacji wyciąg po raz pierwszy został także uruchomiony dla turystów. Chętni posiadający bilety na główną kolej linową Kuźnice – Kasprowy Wierch dodatkowo mogą zjechać koleją krzesełkową do Doliny Gąsienicowej i wjechać z powrotem na szczyt. Jak informują Polskie Koleje Linowe, funkcjonowanie kolei krzesełkowej w Dolinie Gąsienicowej w okres wakacyjnym ma charakter pilotażowy. W tym czasie prowadzony jest dodatkowy monitoring przyrody, a wnioski z tych badań mają posłużyć do optymalnego zarządzania ruchem turystycznym na Kasprowym Wierchu.(PAP) Turystka, która 19 lipca spadła z wyciągu krzesełkowego prowadzącego z Hali Gąsienicowej na Kasprowy Wierch, przeszła operację ratującą życie w szpitalu w Nowym Targu. Jej stan jest bardzo ciężki – przekazała PAP wicedyrektorka lecznicy Aleksandra Chowaniec. Z informacji przekazanej ratownikom przez rodzinę poszkodowanej wynika, że 50-latka dostała ataku epilepsji, wskutek czego wypadła z krzesełka kolejki linowej. Podczas upadku z wysokości kilkunastu m CZYTAJ BEZ OGRANICZEŃ Dalsza część artykułu dostępna jest tylko z abonamentem Nie masz dostępu? Poznaj nasze abonamenty i wybierz odpowiedni dla siebie. Już od 9 zł za rok! Masz wykupione konto przez firmę? Zarejestruj się! Pamiętaj, że wszyscy nasi reklamodawcy mają dostęp za darmo!
Trasa zaczyna w Kuźnicach i biegnie przez mostek na potoku Bystra. Maszerujemy przez Boczań, Skupniów Upłaz oraz Halę Gąsienicową. Wejście na Kasprowy Wierch tą trasą w zależności od kondycji zajmuje od 3 do 4 godzin. Jeśli szukamy łatwiejszej drogi warto wybrać szlak zielony przebiegający pod kolejką linową.
Kamil Jastrzębski (SKB Kraśnik/Alphawoolf) wygrał 7. Tatrzański Bieg Pod Górę. Pokonanie dystansu z Ronda Kuźnickiego na szczyt Kasprowego Wierchu zajęło mu zaledwie 49 minut i 41 sekund. W biegu wystartowało 336 zawodników i zawodniczek z Francji, Niemiec, Polski, Słowacji, Tajwanu i Wielkiej Brytanii. Do mety dotarli wszyscy. - Nad bezpieczeństwem uczestników czuwało czterech ratowników TOPR i ratownik medyczny. Po zakończeniu biegu zeszli oni trasą, żeby sprawdzić czy nie pozostał tam któryś z biegaczy. Na szczęście obyło się bez kontuzji - powiedział Polskiej Agencji Prasowej organizator tatrzańskiego biegu Maciej Kałwak. Trasa biegu liczyła blisko 9 kilometrów. Prowadziła z Ronda Kuźnickiego (915 m przez Kuźnice i Myślenickie Turnie na Kasprowy Wierch (1986 m Jako pierwszy na mecie stawił się 22-letni Kamil Jastrzębski po 49 minutach i 41 sekundach. To wynik o 25 sekund lepszy od dotychczasowego rekordu trasy, należącego wcześniej do Andrzeja Długosza. - Nie spodziewałem się, że osiągnę aż tak dobry wynik, tym bardziej że kilometr przed metą miałem kryzys, ale udało się go przezwyciężyć - cieszył się 22-letni zwycięzca. Przypomnijmy, że przeciętnemu turyście wejście na Kasprowy Wierch z Kuźnic zajmuje ok. 3 godzin. Rywalizację wśród kobiet wygrała Dominika Wiśniewska-Ulfik (RMD Montrail Team/SKB Kraśnik), która wbiegła na metę po 58 minutach i 31 sekundach. W klasyfikacji ratowników górskich najlepszy okazał się Jacek Żyłka-Żebracki z Grupy Podhalańskiej GOPR. Pełna tabela z wynikami biegu do pobrania TUTAJ Źródło:
xLkevLs. 157 111 301 445 393 9 109 379 379
wejście na kasprowy wierch forum